Hannu Rajaniemi - Kwantowy Złodziej
Postanowiłem sobie, że będę (w miarę możliwości) zamieszczał recenzje przeczytanych książek; ot, choćby po to, aby w końcu zapamiętać te przeczytane. Jedną z pierwszych książek przeczytanych już po podjęciu tego zobowiązania był 'Kwantowy Złodziej'. Decyzję o jej zakupie podjąłem na podstawie kaprysu - fińskie nazwisko i nurt science-fiction zapowiadały się intrygująco. Powieść została wydana w 2011 roku nakładem wydawnictwa MAG.
Kwantowy Złodziej należy - zgodnie z opisem na okładce - do nurtu hard sf. Dzieje się w przyszłości, głównie na Marsie, napisana jest barwnym językiem, ale bez zbytniej wylewności. W opisach pojawiają przedziwne wynalazki, które są codziennością przyszłości - i w taki też sposób autor podszedł do przedstawiania ich w powieści. Rzeczy po prostu są, a ich funkcję poznaje się później, zwykle wtedy, kiedy bohaterowie danego przedmiotu używają. Wspomniany przed chwilą brak wylewności przejawia się także i w tym aspekcie - często wiadomo, co rzecz robi i jakie są efekty jej działania, ale nigdzie nie jest opisany jej wygląd. Jest to irytujące - ale z drugiej strony to świetny zabieg pozwalający książce wciągnąć czytelnika.
Mimo, iż jest to reklamowane jako powieść sensacyjna, moim zdaniem bliżej jej do kryminału. Na pewno w takim odbiorze pomaga jeden z głównych bohaterów, Isidore, który jest studentem architektury zajmującym się rozwikływaniem zagadek w sposób staroświecki - czyli detektywem. Protagonista - Jean - jest zaś złodziejem, który usiłuje odzyskać coś bardzo dla niego cennego i aby to zrobić, musi zgodzić się na bycie narzędziem w rękach istot od niego o wiele potężniejszych. W zadaniu tym pomagają mu, niekoniecznie z własnej woli, Mielli i Perhonen. Oczywiście, jak nietrudno się domyślić, losy wszystkich bohaterów się w pewnym momencie łączą i prowadzą do ciekawego finału, który od pewnego momentu niewyraźnie rysuje się czytelnikowi. Bohaterowie powieści są nakreśleni w sposób rewelacyjny - ze szczególnym podkreśleniem Perhonen. Tempo akcji jest dość powolne na początku - jednak przebrnięcie przez pierwszy rozdział nagrodzone jest wartką fabułą w dalszej części książki. Finał, jak wspomniałem, jest trochę przewidywalny - choć też w pewien sposób bardzo zaskakujący (jeśli się nad nim trochę dłużej zastanowić).
No właśnie, zastanowić. Powieść ma to do siebie, że pod płaszczykiem walki o władzę, skarby i wolność przedstawia zwykłe, przyziemne motywy działania. Trzeba chcieć je znaleźć w tej książce - świat skonstruowany jest naprawdę misternie, z wielką dbałością o detale i pozornie nie ma żadnych związków z czasami współczesnymi - ale nie jest to zadanie przesadnie trudne. Co więcej, jest to bardzo satysfakcjonujące.
Na tyle, że chętnie kupię kolejną powieść tego autora. A Kwantowego Złodzieja polecam, szczególnie miłośnikom wymagającej fantastyki naukowej.