Andrzej W. Sawicki - Smocze Koncerze
Wydana w 2016 roku (i przeczytana rok później) nakładem wydawnictwa Rebis powieść Andrzeja W. Sawickiego Smocze Koncerze była moją pierwszą - od dłuższego czasu - próbą zmierzenia się z rodzimą fantastyką naukową. Dodam na wstępie, że była to próba udana i zachęciła mnie do dalszych poszukiwań, ale o tym w innej recenzji.
Podobnie jak opisywany przeze mnie jakiś czas temu Kwantowy Złodziej, tak i Smocze Koncerze należą do nurtu hard sf. Tym razem rzecz dzieje się nie w niesprecyzowanej przyszłości na Marsie, a w dokładnie zakreślonych realiach... historycznych. A konkretnie w roku 1677, w Stambule, gdzie podczas negocjacji polsko-osmańskich rozbija się bliżej nieokreślony obiekt, zaś w mieście pojawiają się obdarzone nadludzkimi cechami bestie.
Trudno doszukiwać się oryginalności w ogólnym zarysie akcji powieści - zbyt wiele razy na Ziemię upadał dziwny obiekt, na którym wielkimi literami napisane było ZAGŁADA. Wbrew nieco sztampowemu pomysłowi (a może dzięki niemu?) powieść czyta się świetnie. Moim zdaniem wynika to z umiejętnego połączenia kilku czynników. Przede wszystkim rzecz dzieje się w dokładnie określonej przeszłości - znane są więc historyczne realia, które są odwzorowane z niezwykłą wręcz dbałością o szczegóły. Mamy więc husarię, króla, polskich i osmańskich szpiegów, jeńców wojennych... Na korzyść działa również fakt, iż jest to polski dwór, polskie wojsko, a bohaterowie posługują się - czasem plugawą - nieco archaiczną polszczyzną. I właśnie bohaterowie są chyba najjaśniejszym punktem powieści. Część postaci jest autentyczna, wszystkie zaś mają swój charakter i są bardzo dobrze nakreślone.
No dobrze, ale gdzie w tym wszystkim jest fantastyka, i to jeszcze naukowa? Wspomniany przeze mnie na początku dziwny obiekt, który sieje spustoszenie w Stambule, jest - bez względu na to, jak beznadziejnie to brzmi - bramą do innego wymiaru. A właściwie bramą z innego wymiaru. Urzęduje w nim Wielojaźń, która podbija mniej zaawansowane światy, takie jak siedemnastowieczna Ziemia. Jak nietrudno się domyślić, animozje polsko-osmańskie schodzą na dalszy plan, a najważniejszym celem staje się przeżycie. I nie tylko, albowiem jedna z istot obdarzonych przez Wielojaźń szeroką autonomią ma swoje własne cele do osiągnięcia. Wielostronny konflikt stanowi całkiem niezłą siłę napędową powieści (napisanej naprawdę świetnym językiem), aż do samego finału - niestety, moim zdaniem, rozczarowującego. Powieść kończy się zbyt szybko, a zakończenie w stosunku do reszty powieści jest zbyt proste i mało wyszukane. W sumie szkoda, gdyż uczucie lekkiego rozczarowania towarzyszyło mi jeszcze przez jakiś czas po ukończeniu lektury.
Na całe szczęście jednak ogólny odbiór Smoczych Koncerzy jest pozytywny i może niezbyt gorąco, ale jednak polecam. Nieczęsto bowiem czyta się o polskim królu rozprawiającym się ze zdrajcami przy pomocy wyrzutni rakiet.